Pared - Bogusław Kowalski

Zły sen

Strona główna >>

Rozsiadłem się wygodnie na ławce, nieopodal Domu Zdrojowego Wojciech. Przede mną leniwie pochlapywała fontanna, wokół snuli się ludzie zmierzający na kolejne prelekcje, warsztaty i filmy. Festiwalowe święto trwało w najlepsze, uwielbiam tę powolność jaka panuje w Lądku. Już nie mogę się doczekać wieczornej gali, w czasie której będą rozdawane Złote Czekany. Wciąż nie potrafię uwierzyć, że będę świadkiem tego wydarzenia i będę miał szansę przyglądać się największym sławom alpinizmu. Tym sprzed lat i tym współczesnym. W marzeniach wyobrażałem sobie, że na scenę po kolei wkraczają moi idole, których nigdy nie będzie dane mi zobaczyć. Wśród nich: Mummery, Shipton, Buhl, Bonatti, Hemming, Rebuffat, Terray, Whillans, MacIntyre, Zaplotnik, Gullich, Alex Lowe i wielu, wielu innych. Dzisiejszy wieczór będzie stanowić łącznik pomiędzy nimi, a tymi, którzy dziś tworzą historię alpinizmu. W pewnej chwili dostrzegłem, że energicznym krokiem zbliża się do mnie młody wysportowany mężczyzna. Spojrzałem na jego ubiór, miał na sobie markowe ciuchy renomowanej firmy – tanie z pewnością nie były – pomyślałem. Stanął przede mną, zdjął okulary przeciwsłoneczne, wsunął jednym zausznikiem za t-shirt i zapytał:
- Czy mogę Panu zająć kilka minut? Nazywam się Igor Czekański i chciałbym porozmawiać z Panem o górach.

Zmrużyłem oczy i dość nieudolnie ukrywając irytację odpowiedziałem:
– Ależ oczywiście. A o czym chciałby Pan konkretnie rozmawiać?

Gość uśmiechnął się szeroko odsłaniając idealne zęby prezentera tefałenu. Usiadł obok na ławce i odrzekł:
- Widzi Pan, zrobiłem sobie reaserch na Pana temat i chciałbym usłyszeć poradę jak zdobyć Złoty Czekan, chciałbym tego dokonać w ciągu najbliższych dwóch lat.

Zapadła cisza, patrzyłem facetowi głęboko w oczy zastanawiając się czy mam do czynienia z idiotą, czy też gość bawi się w ukrytą kamerę. Ten jednak kontynuował:
- Proszę Pana, mam na swoim koncie wejścia na Kazbek, Elbrus, Mont Blanc, Kilimandżaro i Aconcaguę, a także kilka czterotysięczników w Alpach. Potrafię używać liny, raków i mam dobrą kondycję…

Wciąż milczałem czekając na moment kiedy powie, że żartuje.
- Mam też dobrą kondycję,w tym roku byłem w pierwszej dwudziestce w gdyńskim Ironmanie, biegam też w biegach przeszkodowych. Rozumiem Pana konsternację, ale mam też gwarancję niemal nieograniczonego budżetu, jestem członkiem zarządu oraz wspólnikiem Logistic Company i gwarancję zabezpieczenia finansowego mojego projektu.

Do mojej głowy natychmiast trafiła myśl, co to k...a jest Logistic Company?! W końcu wykrztusiłem zdanie:
- Pan ze mnie żartuje, tak?

Czekański niezrażony odpowiedział:
- Proszę Pana, wiem że krytycznie Pan się wypowiada na temat przygotowania technicznego obecnych himalaistów. Czytałem wiele Pańskich tekstów. Dlatego chciałbym zaproponować Panu stanowisko menadżera projektu „Piolet d’Or – 2020”.

- Przepraszam, że Panu przerwę – w końcu nabrałem powietrza w płuca – Pan mnie z kimś pomylił, a poza tym myślę, że pomylił Pan dokumentnie zajęcie. Życzę Panu powodzenia i pozwoli Pan, że posiedzę tu sam.

- Widzę, że Pan mnie nie zrozumiał – odpowiedział natręt – oferuję Panu pracę za bardzo duże pieniądze. Chciałbym, żeby Pan rekrutował dla mnie instruktorów, trenerów i przewodników, którzy przygotują dla mnie szkolenia, plan treningowi, poprowadzą przez właściwe drogi wspinaczkowe. Jestem gotowy nie tylko od strony finansowej. Mam świadomość, że czekają mnie wyrzeczenia, ciężka praca i sytuacje, które mogą być dla mnie zagrożeniem życia.

- Proszę Pana – próbowałem mu przerwać.

- Wiem o Panu wszystko. Że zajmuje się Pan szkoleniem, choć już nie tak intensywnie jak kiedyś. Że porzucił Pan wyjazdy eksploracyjne. Że analizuje Pan nie tylko wypadki, ale też logistykę projektów wspinaczkowych. A przede wszystkim wiem to, że zna Pan odpowiednich ludzi, którzy będą potrafili poprowadzić moją karierę. Dzięki Pana kontaktom dotrę do najlepszych, a na tym mi szczególnie zależy, żeby uczyli mnie najlepsi. A Pan, żeby dobierał mi odpowiednie cele, które pozwolą mi zrealizować projekt. Dodam, że na każdym etapie towarzyszyć nam będzie kamera, a nasze postępy będzie można obejrzeć nas w telewizji w „prime time”. Natomiast finałowe przejście będzie na żywo transmitowane dzięki pracy dwóch śmigłowców i sztabowi operatorów dronów. Sam Pan rozumie, że da to Panu taką rozpoznawalność w show biznesie, że będzie Pan wybierał w ofertach jak w ulęgałkach.

Słuchałem z niedowierzaniem, nie bardzo wiedząc jak spławić typa. Cholerny biały kołnierzyk postanowił dopisać do swojego CV alpinizm przez duże A. W końcu wszedłem mu w słowo:
- Myślę jednak, że Pan się pomylił. Złoty czekan to uhonorowanie ludzi z pasją, dopełnienie wybitnych osiągnięć wspinaczkowych i ich autorów, którzy swoimi przejściami rozwijają alpinizm, przesuwając w ten sposób „granicę niemożliwego”. Pan natomiast postanowił wylansować siebie i swój wydumany produkt. Mogę Pana zapewnić, że to się Panu nie uda. Szczerze mówiąc, wybaczy Pan moją szczerość, brzydzę się tego typu komercjalizacją, o której Pan mówi i nie chcę mieć z tym nic wspólnego.

- Przepraszam Pana, jeszcze raz powtórzę. Chcę Pana zatrudnić za niebotyczne jak dla Pana pieniądze. Śmiem twierdzić, że w ten sposób rozwiążę Pan wszystkie egzystencjalne problemy. Ma Pan rodzinę, wydatki, marzenia do spełnienia. Nie chce Pan chyba pozbawić siebie i bliskich możliwości życia w dobrobycie. Mam świadomość, że może to się wiązać z różnymi dylematami, ale wobec Pana oporów wprost powiem, że mówimy miesięcznie o kwocie pięciocyfrowej liczonej oczywiście w euro. A jak wspomniałem to projekt, który ma trwać dwa lata! Ponadto pokrywam Pana koszty związane z projektem, czyli podróże, noclegi, wyżywienie, sprzęt w każdym miejscu na ziemi. Innymi słowy wszystko co pozwoli mi za dwa lata odebrać Złoty Czekan. I Pan mi w tym pomoże! - Mówiąc to mocno zacisnął zęby, aż pod policzkami zagrały mu szczęki.

Co za kretyn, poza tym cham, który postanowił mnie obrazić. W końcu nie wytrzymałem:
- Spie...aj Pan stąd, przeszkadza mi Pan w odpoczynku.
- Ale…
- No spadaj gamoniu – podniosłem się i pchnąłem w fitnessowo wyrzeźbioną klatę.

Gość złapał mnie za dłoń i usłyszałem:
- Chłopaku ogarnij się, za godzinę prowadzimy warsztaty.

Poprawiłem okulary i spojrzałem na typa, który wyrwał mnie z drzemki. Wymuskany koleś z żurnala przemienił się w Ciesiołę, który ironicznie się do mnie uśmiechał. Przetarłem oczy, a następnie okulary, nie do końca rozumiejąc co się stało. Warsztaty z autoratownictwa, wieczorem gala Złotego Czekana. I ten wypacykowany gość. Jak dobrze, że to tylko zły sen. Mam taką nadzieję..


Opowiadanie ukazało się w katalogu XXIII Festiwalu Górskiego w Lądku-Zdrój

cofnij