Pared - Bogusław Kowalski

"Najważniejsze pytania pozostają pytaniami"


Dlaczego? Szczerze mówiąc naprawdę nie wiem. Może wiedziałem wtedy, gdy zacząłem gramolić się na góry i skały. Ale chyba zapomniałem. To tak, jakby ktoś zadał pytanie, dlaczego oddycham? Przecież nie można nie oddychać. I jak tu się wywiązać z obietnicy danej Kubie? Właściwie taki wywód powinien zacząć się od słów: "dawno, dawno temu..." Przed wiekami ludzie dzielili się na pasterzy i rolników. Ci pierwsi przemierzali stepy ze swoimi stadami. Szukali lepszych pastwisk, uciekali przed zimnem lub suszą. Można ich nazwać wędrowcami. W toku dziejów pojawiały się coraz to nowe ludy, które przemierzały lądy i morza: Fenicjanie, Grecy, Wikingowie, Hiszpanie. Wszystkich łączyła podróż w nieznane. Tęsknota za czymś co jest po drugiej stronie lasu, stepu, morza, czy też kontynentu, tęsknota za byciem "w drodze" jak u Keriuaca. Ja nie porzucam domu tak jak awanturnicy przed wiekami, zawsze wracam na swój kawałek pola. Ale pcha mnie ta sama siła.

Więc wspinam się dla podróży? Dla poznawania świata, innych ludzi, innych miejsc? Od dzieciństwa jestem zaprogramowany na podróżowanie - wszystkie fascynujące książki, które czytałem były o życiu w drodze. My tylko czasem się gdzieś zatrzymujemy, tak jak stop - klatka w filmie.

Wspinam się dla ludzi, bo środowisko wspinaczy jest wyjątkowe. Nie jest lepsze, czy gorsze. No może jest wykształcone ponad średnią krajową. Ale mi chodzi o nie tuzinkowość charakterów, indywidualności, osobowości. Wspinacze to środowisko egocentryków, żeby wręcz nie powiedzieć egoistów. Są wśród nas frustraci, błazny, romantycy i cynicy, biznesmeni i ludzie słabo radzący sobie z życiem, głównie osobistym. Bardzo często jest tak, że jedna osoba posiada wszystkie te cechy, które wymieniłem. Czego to dowodzi? Żyjemy cholernie intensywnie. Nie ma miejsca na przepuszczania życia przez palce. Choć z punktu widzenia fotelowego społeczeństwa to my żyjemy bezproduktywnie. Ale gdzie indziej znalazłbym takie indywidua, wśród których nie czułbym się wyobcowany? Osoby tak wrażliwe, a jednocześnie tak twardo stąpające po ziemi? Jest jednak coś co zdecydowanie odróżnia wspinaczy od "reszty świata". Nie boimy się swoich marzeń. Często płacimy za to ogromną cenę, bo podążanie drogą miecza nie idzie w parze z kompromisem. Obcowanie z takimi ludźmi jest ciekawe, przynajmniej dla mnie. A tak na marginesie, to o czym można rozmawiać z osobą, której Kocioł kojarzy jedynie z bigosem?

A może ja wspinam się dla samego ruchu? Z natury jestem leniem, więc chyba nie, ale pewnie zmienię zdanie, gdy tylko znajdę się w ścianie i będę wykonywał kolejne przechwyty. I nie jest ważne, gdzie to będzie i jakiej porze roku. Po prostu trzeba napierać. Kocham tę siłę która nakazuje niemowlakowi wskrabywać się na meble i z którego ogromna większość społeczeństwa wyrasta. Pewnie ja jeszcze nie dojrzałem. Poza tym zawsze będę pamiętać poczucie zmęczenia po powrocie. Za każdym razem, nawet wtedy, gdy wracam po wycofie, wraz z potwornym zmęczeniem czuję euforię. Goście w białych kitlach już dawno to wszystko pomierzyli, policzyli i ponazywali. Coś podobno się u mnie wydziela: dopaminy, endorfiny, serotoniny. Według mnie to jedna wielka bujda. Ja po prostu lubię być zmęczony, maksymalnie zajechany, żeby później bez wyrzutów sumienia do woli sobie leniuchować.

Wspinam się dla samego bycia w górach. Dobrze się czuję, gdy w zasięgu wzroku mam pofałdowany teren. Życie na nizinach jest przeraźliwie monotonne. Tu "nic się nie dzieje, nuda, jak w polskim filmie". Rozumiem, że dinozaury musiały wyginąć, tylko dlaczego przy okazji kolejne lodowce zrobiły z powierzchni naszego kraju stół do ping - ponga?

Jest jeszcze coś, co dla mnie ma szczególne znaczenie. Czuję się dobrze w tych górach, bo jedynie tam mam świadomość, że jest Siła, która jest potężniejsza od wszystkiego co stworzył człowiek. W górach nie wszystko zależy ode mnie. Tam wraca mi właściwa optyka i wszystko trafia na swoje miejsce. Trudno mi znaleźć właściwe słowa, dlatego posłużę się cytatem genialnego kierownika najważniejszej wyprawy w dziejach alpinizmu. John Hunt, bo nim mówię, najtrafniej uchwycił to o co mi chodzi:
"człowiek bowiem powinien zachować skromność w obliczu największych dzieł przyrody."


Biuletyn Uniwersyteckiego Klubu Alpinistycznego
w Warszawie, BUKA nr 8

Styczeń 2006