Ocena ryzyka w górach, czyli dlaczego Tamara zawróciła spod wierzchołka Nangi |
Alpinista staje przed wieloma wyzwaniami, wśród nich niezmiernie istotne jest określenie i oszacowanie ryzyka, odpowiednie przygotowanie od strony mentalnej, technicznej, fizycznej, finansowej oraz organizacyjnej. Podczas samej akcji górskiej powodzenie wyprawy zależy od monitorowania warunków i podejmowania decyzji adekwatnych do sytuacji. Warto pamiętać, że zebrane doświadczenie pozwala na minimalizację zagrożeń, jednak zawsze pozostaje pewien margines niepewności. Niebagatelną rolę odgrywa właściwa percepcja, często zaburzona z powodu zmęczenia, warunków atmosferycznych, dużej wysokości nad poziomem morza, motywacji, a także presji wewnętrznej i zewnętrznej, której ulega alpinista. Stąd największym wyzwaniem jest podejmowanie właściwych decyzji w konfrontacji z niekorzystną sytuacją, w jakiej znalazł się wspinacz.
fot. Łukasz Buszka
Alex Txikon i Ali Sadpara byli gotowi do ataku szczytowego, ostatniej zimy już raz atakowali Nangę, natomiast Tamara Lunger i Simone Moro nie mieli dostatecznej aklimatyzacji. Cała czwórka postanowiła połączyć siły i podjąć ryzyko. Podczas wspinaczki, kilkadziesiąt metrów od wierzchołka, Tamara postanowiła zawrócić. Tak w skrócie wyglądało pierwsze zimowe wejście na Nangę Parbat. W oczy rzucają się dwie kwestie. Po pierwsze nie sposób pominąć wyzwania, z którym zmierzyli się Simone i Tamara. Decyzja, jaką oboje podjęli w bazie, opierała się na głębokiej analizie ryzyka. Oczywiście nie byłoby to możliwe bez ogromnego doświadczenia Moro. Dzięki temu w planie ataku uwzględnione zostało zagrożenie wynikające z niezbyt dobrej aklimatyzacji. Po drugie fakt, iż Lunger zdecydowała o odwrocie, dowodzi rozsądnego szacowania przez nią własnych sił. Kiedy piszę o tym, natychmiast przychodzi mi na myśl decyzja podjęta przez naszych polskich himalaistów podczas ataku szczytowego na Broad Peak zimą 2013 roku...
Wracając do Tamary, zimy 2016 i Nangi Parbat. Czy - gdyby ta młoda, zdolna himalaistka nie zawróciła - miałaby szansę wejść jako jedna z pierwszych osób zimą na Nanga Parbat? Z pewnością. Jednak doszła do wniosku, iż jej „stan baterii” nie pozwoli na kontrolowane zejście ze szczytu. Fascynuje mnie to, że będąc na wysokości ośmiu tysięcy metrów nad poziomem morza, wspinacz jest w stanie podejmować chłodne decyzje. Tak jakby szczyt, do którego dąży, nie był tak blisko. Tamara, mówiąc „zawracam”, przekreśliła miesiące przygotowań i dowiodła, że himalaista nie musi poddawać się “gorączce szczytowej”.
Porzućmy lodowate stoki Nagiej Góry i zastanówmy się, cóż to jest ta kalkulacja, analiza ryzyka i cała ta teoria rodem z podręcznika biznesowego. Wspinacze, zwłaszcza ci doświadczeni, wzdrygają się przed nowomową używaną przez białe kołnierzyki. Jednak wśród znanych mi, świetnych alpinistów nie znam nikogo, kto przed wyruszeniem na wspinanie nie przeprowadzałby analizy ryzyka. Rozpoznanie trudności i długości drogi, drogi podejścia oraz zejścia, jakości skały, rodzaju asekuracji, oczywiście pogody, to podstawowe czynniki wpływające na taktykę wspinaczki. Jest ich oczywiście o wiele więcej, a do najważniejszych należy tak zwany „czynnik ludzki”, który ma ogromny wpływ na powodzenie akcji, czyli szczęśliwy powrót. W innych dziedzinach, w których istnieje zagrożenie życia, jest to temat bardzo dobrze rozpoznany. Powtarzające się katastrofy w lotnictwie już w latach siedemdziesiątych doprowadziły do zmiany podejścia do ryzyka, czego efektem jest system szkoleń CRM (Crew Resource Management), czyli Zarządzanie Zasobami Załogi. Obecnie, aby latać w liniach lotniczych, konieczne jest zaliczenie kursu i zdanie egzaminu dopuszczającego do pracy w załodze wieloosobowej. Podobnie rzecz ma się w obszarze bezpieczeństwa i higieny pracy. Należy jednak stwierdzić, że nie należymy do krajów przodujących w tej ostatniej dziedzinie. Mamy dość niefrasobliwe podejście do kwestii bezpieczeństwa w pracy, co może tłumaczyć również postawy, jakie zdarzają się podczas wędrówek i wspinaczki. Właściwe zarządzanie ryzykiem – wiem, że owo sformułowanie może wywoływać ból zębów – to szczęśliwe powroty z gór. Stawką jest nasze zdrowie, czasem życie, a w najlepszym razie trafienie na listę klientów górskich służb ratunkowych. Apel ratownika dyżurnego TOPR sprzed dwóch lat do turystów: “Ludzie, zlitujcie się, dajcie nam szansę was uratować!” wciąż pozostaje aktualny.
Cóż więc jest to zarządzanie ryzykiem? Najprościej mówiąc, to iloczyn prawdopodobieństwa i skutków wystąpienia zagrożenia. Daleki jestem od kwantyfikacji ryzyka, dla mnie wystarczająca jest skala, jaką posługujemy się w ruchu drogowym. Mamy więc światło zielone, czyli ryzyko akceptowalne. Trzeba jednak pamiętać, że możemy natrafić na miłośników bawarskiej motoryzacji, zasypiających kierowców tirów, „nieśmiertelnych” pieszych i innych niezdiagnozowanych przeze mnie użytkowników dróg. Jest to metafora do nieprzewidzialnych okoliczności, które mogą zaistnieć w górach w idealnych warunkach. Po przeciwnej stronie mamy światło czerwone, czyli wszelkie dane mówiące, że w tej chwili powinniśmy poświęcić się każdemu innemu dalekiemu od wspinaczki działaniu. Inaczej mówiąc, jest to ryzyko nieakceptowalne. Najciekawsze jest światło żółte – mówimy wtedy o ryzyku tolerowanym, które wywołuje w nas dreszczyk emocji. Jest to światło, które pali się najkrócej, w związku z czym może zostać niezauważone nawet przez wytrawnego kierowcę. Refleks i właściwa decyzja pozwala na uniknięcie katastrofy. Jednak do tego potrzebne są umiejętności oraz sprawny układ hamulcowy. No dobrze, ale w górach mamy o wiele więcej czasu na decyzję. Owszem, jednak może się zdarzyć, że - jak w grze w szachy - wydaje nam się, że wciąż kontrolujemy sytuację, a tymczasem od kilku ruchów nasz los jest przesądzony. Choćby dlatego, że zostaliśmy na grani, a właśnie zaczęła się kanonada i wokół walą pioruny. Tego lata, gdy uciekałem przed burzą z Zamarłej Turni, na rozwidleniu szlaków krzyknąłem do dwóch młodzieńców zmierzających w stronę Kozich Czubów, żeby zawracali. W odpowiedzi usłyszałem pytanie: dlaczego? Mój komentarz do tej reakcji nadawał się jedynie do pewnej warszawskiej restauracji słynącej z podsłuchiwania polityków.
Tekst został opublikowany w Informatorze festiwalowym XXI Festiwalu Górskiego
im. Andrzeja Zawady w Lądku Zdrój, który odbył się w dniach 22-25.09.2016 roku.