Pared - Bogusław Kowalski

Aeropag

Strona główna >>
Weranda - przybudówka przy domu, kryta
dachem, bez ścian lub ze ścianami oszklonymi.
 
                                                                                              źródło: Słownik języka polskiego
 
 
 
Areopag
 

Z widokiem w stronę Mięguszowieckich zacząłem oswajać się przy lekturze Wawrzyńca Żuławskiego. Wtedy gdy na oczach gapiów rozgrywała się tragedia Abgarowicza. Kolejny wielki wspinacz – Jan Długosz, na długo przed nakręceniem Rejsu rozwiązał słynny dylemat, czy można być jednocześnie twórcą i tworzywem? Najpierw samotnie wspiął się północną ścianą Wielkiego Mięguszowieckiego, a zaraz po tym obserwował z werandy tragedię jaka rozgrywała się poniżej Hińczowej Przełęczy. Sprzed tego samego schroniska widać było jak z czasem karlały kolejne cele morskoocznych wspinaczy. Kazalnica przegrała z Czołówką Filara Mięgusza, Czołówka z Progiem Mnichowym, a tenże Próg z Bulą pod Bandziochem. Doszliśmy do takiego momentu kiedy chyba trudno znaleźć ścianę mniej honorną i bliższą wyszynkowi. Nie zmieniło się tylko jedno – miejsce z widokiem na ten spektakl, na te wszystkie dramaty, prawdziwe i wydumane, rozgrywające się w okolicznych ścianach. Można to mieć rzucając okiem przez okno, albo wychodząc na ganek dla rozprostowania kości. Gdy taki umyślny wraca do stołu zapada wówczas cisza... dzieli się on wiedzą i wtedy zapada werdykt.
 
Pamiętam pewną unifikację w ukochanym Morskim Oku. Mieszkaliśmy wówczas w wozowni, a nasz kierownik, znany z przejść w największych zerwach świata, spał w dużym schronisku. Po wspinaniu przychodził do nas wieczorem przynosząc koncentrat płynu z grupy hydroksylowej. Pewnego razu, trzy dni pod rząd wchodził do kuchni oznajmiając „a koledzy kolejną nockę spędzą w ścianie”. Komentował w ten sposób wyczyn zespołu, który wbił się w Filar Kazalnicy i po przejściu Wielkiego Okapu, mijając między innymi drogi Momatiuka, Kurtykę-Czyżewskiego, Heinricha-Chrobaka, przetrawersował do komina Łapińskiego. Tamże koledzy znużeni przedłużającą się walką zdecydowali zakończeniu przygody i wezwali na ratunek śmigłowiec. W ustach naszego kierownika co wieczór było słychać nieskrywaną nutkę ironii, co pozwalało domyśleć się kierownikowej oceny zdarzeń na Kazalnicy.
 
O historii sprzed lat przypomniałem sobie krótko po festiwalu w Lądku, a bezpośrednim sprawcą był niezrównany gawędziarz Boguś Słama, znany wszem i wobec jako Bobas. Wyraził on tam myśl, która skłoniła mnie do refleksji: „Oceniaczem była weranda w Morskim Oku. Nie ma już takiej werandy w Morskim oku jak kiedyś, ale jakaś weranda istnieje. I ta weranda zawsze będzie wiedziała dokładnie i zawsze dokładnie ustosunkuje się czy było fair czy było nie fair, czy to jest zawodnik pierwszej klasy czy się złapał haka czy się nie złapał.”  Rzeczywiście Bobas ma rację, dziś też tak jest! Czasem komentarz zabrzmi bardzo dobitnie, ale zdarza się, że nie wprost tylko między słowami. Z komentarzy i uśmieszków można wyczytać to, co owe ciało sądzi o danym przejściu. Czy było to solidne wspinanie czy też turystyka bardzo wysokogórska. Czasem wystarczy brak zachwytu nad przejściem, w wycenę którego nie chce się wierzyć, no bo jakże to tak? Nowa droga, w stylu alpejskim, z łatwym zejściem i podejściem, pokonana w dziewięć godzin, a wycena niczym z Grandes Jorasses. Tego nie powie laik, zapatrzony w wielkie nazwiska, w blichtr i sławę. Ten zostanie do końca prelekcji i będzie pokornie słuchał, że „to były trudności, których nikt inny nie dałby rady przejść”. Bezkrytycznie przeczyta relację, w której zabraknie istotnych szczegółów, takich jak obiad w restauracji czy pominięcie istotnych fragmentów grani. Weranda dziś zmieniła swoje oblicze, ma do dyspozycji nowsze technologie i sama się skomercjalizowała. A to oznacza, że jej osądowi podlegają różne działalności. Dlatego na przykład niewielkie poważanie ma aktywność internetowa dawno zgasłych gwiazd szkolenia, które z praktyką od wielu lat nie mają nic wspólnego. A i teorie które wygłaszają trącą cokolwiek myszką. Weranda bezlitośnie traktuje mistrzów, którzy uczą górskiego wspinania, a nie sposób doszukać się choćby wzmianki na temat ich wspinaczkowego dossier. Krótko mówiąc weranda nie znosi ściemy, bywa wówczas bezkompromisowa. Lubi za to dobre górskie rzemiosło, robotę wykonaną w dobrym stylu i nienachalną informację na temat przejścia. Z pewnością nadmierna autopromocja źle jest widziana. Gdzie jest ta weranda nikt nie wie. Nie jest też jasne kto do niej należy. Nie do końca wiadomo czy jest tylko jedna taka weranda. Na pewno nie można się do niej zapisać, opłacić składek i wejść do zarządu, nie można być w niej na zawsze. Zdarza się, że gdy ktoś, komu jak psu zupa należy się miejsce w tym gronie, zacznie gwiazdorzyć, to szybko spotka się z adekwatną reakcją. I taki delikwent albo przemyśli temat, albo będzie na cenzurowanym. Już niedługo zacznie się sezon, zapełni się weranda ciekawa pokazów mocy i ludzkiej ułomności. Zmrożonych traw!
 
 
 
Tekst ukazał się w Magazynie GÓRY 4/2017 (259)
 

 

cofnij

Comments

Nie odnaleziono

Add Comment